MARSZ BIAŁO – CZERWONY, MARSZ NIEPODLEGŁOŚCI CZY OBA NARAZ?
W środę, 7-go listopada br, na cztery dni przed obchodami święta odzyskania niepodległości prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz – Waltz wydała zakaz organizacji Marszu Niepodległości, który co roku przechodzi ulicami stolicy. Zrobiła to właśnie teraz, w stulecie tego wielkiego wydarzenia. Nie wiadomo co skłoniło prezydent Gronkiewicz – Waltz do podjęcia takiej decyzji gdyż wiadomo było, iż prawo do zgromadzeń gwarantuje nam Konstytucja Rzeczypospolitej. Można, więc było przewidzieć, że sądy uchylą tę decyzję. I tak się stało, zarówno Sąd Okręgowy jak i Apelacyjny postanowiły oddalić zakaz.
http://www.goniec24.com/wiadomosci-kanadyjskie-mobile/itemlist/tag/marsz%20niepodleg%c5%82o%c5%9bci#sigProId8a6e278b98
W między czasie, nazajutrz po ogłoszeniu decyzji pani Waltz, a jeszcze przed orzeczeniem sądu, Prezydent RP Andrzej Duda w porozumieniu z rządem postanowił zorganizować marsz o charakterze państwowym pod nazwą „Marsz Biało- Czerwony”. Jednak taka uroczystość państwowa stoi zawsze ponad wszelkimi innymi, zatem nie ma już możliwości zorganizowania żadnej innej manifestacji tego dnia, w tym miejscu.
Gdy okazało się, że Marsz Niepodległości jednak się odbędzie organizatorzy musieli porozumieć się z Prezydentem, nie było innego wyjścia. Postanowiono, że ulicami stolicy przejdzie wspólny marsz. Były jednak pewne warunki. Z jednej strony Głowa Państwa zapewniała, że będzie to impreza bardzo dobrze chroniona, z drugiej zaś organizatorzy Marszu Niepodległości mieli podporządkować się regułom, takim jak zakaz wnoszenia jakichkolwiek banerów i transparentów oraz identyfikowania się z jakąkolwiek organizacją, dozwolone miały być tylko biało – czerwone flagi.
Cała sytuacja wydawała się niezmiernie dziwna. Doroczny Marsz Niepodległości był bowiem inicjatywą oddolną, skupiał ludzi różnych poglądów, których łączyła miłość do Polski, poczucie patriotyzmu i chęć zamanifestowania radości z bycia Polakiem. Najpiękniejsze było to, że dominowało poczucie wolności i swobody w wyrażaniu swojej polskości. Przejęcie tego wydarzenia przez Prezydenta i partię rządzącą przygniotło to co było jego sednem.
W zgromadzeniu uczestniczyło ponad 300 tys. osób. Powodów tak dużego zwiększenia frekwencji mogło być kilka. Z jednej strony na Marsz przybyli zwolennicy PiS-u, którzy wcześniej nie chcieli maszerować wraz z narodowcami. Dołączyły również osoby, które zapewnione o bezpieczeństwie pozbyły się obaw związanych z tym wydarzeniem. Byli też i tacy, którzy powodowani byli chęcią pokazania p. Waltz, że nie będzie ograniczała im wolności. Zapewne ustanowienie następnego dnia wolnym od pracy również zwiększyło frekwencję i umożliwiło dojechanie na manifestację osobom z całej Polski.
Od godziny 14:00 na rondzie Dmowskiego zbierały się tłumy. O 15:00 przemówił prezydent Andrzej Duda i ruszył marsz. Jak się jednak okazało z przodu jechały samochody rządowe i szli przedstawiciele prezydenta, rządu i inni oficjele. To spowodowało całkowite odgrodzenie obywateli od tej części marszu. Wybierano również przedstawicieli mediów, którzy mieli możliwość relacjonowania wydarzenia. Pomimo, iż odbywało się na wolnej przestrzeni, na powietrzu, zakazywano wstępu osobom nieakredytowanym, nie zważając na fakt, iż czasu na uzyskanie akredytacji było bardzo mało, a dziennikarze, którzy od lat relacjonowali to wydarzenie i posiadali legitymacje służbowe nie spodziewali się takiej sytuacji. I to między innymi czyniło ten marsz innym od pozostałych. A całe piękno tego wydarzenia opierało się o poczucie wolności i bliskości wszystkich patriotów. Niestety wybrani przedstawiciele mediów mieli możliwość robienia zdjęć ze specjalnie zapewnionych samochodów, inni po prostu nie mieli jak wykonać materiału. Pani, która reprezentowała Ministerstwo Obrony Narodowej, z pogardą stwierdziła, że nie interesują ją, iż kto co roku relacjonował wydarzenie. „Ten marsz jest inny, a nie narodowców. Oni nie mieli takich możliwości.” – oznajmiła. Należy jednak zauważyć, iż jest raczej odwrotnie, bo to właśnie na dorocznych marszach organizowanych przez narodowców każdy mógł swobodnie uczestniczyć i fotografować i czuć się równoprawnym uczestnikiem oraz Polakiem, a organizatorzy zapewniali pełne możliwości relacjonowania.
Organizacja trochę zawiodła, gdyż nie zablokowano wejścia na most od strony Stadionu Narodowego, jednocześnie zatrzymując na ponad 40 minut wielotysięczny tłum wchodzący na most od strony Ronda De Gaulle’a. Ludzie znudzeni czekaniem po drugiej stronie mostu zaczęli poruszać się do przodu, aby spotkać pochód po drodze. Wówczas policja musiała wyprowadzać te osoby, gdyż nie mogli oni przebywać w pobliżu najważniejszych osób w państwie. Z kolei czekający tłum zaczynał się niecierpliwić.
Pomiędzy początkiem marszu gdzie szła strona rządowa, a Marszem Niepodległości, w którym uczestniczyli zwykli obywatele i różne organizacje była przerwa, która powodowała, iż odnosiło się wrażenie, że idą dwa oddzielne marsze. Potwierdziło się to wówczas gdy marsz PiS-u dotarł do Stadionu, oficjele wygłosili swoje przemówienia nie czekając na wszystkich uczestników wydarzenia i oddalili się. W tym samym czasie część uczestników dopiero wchodziła na most.
Podczas uroczystości było bardzo spokojnie i pomimo tłumu ludzi nie było większych problemów. Oczywiście, że w tak ogromnym tłumie zdarzają się incydenty, ale to zupełnie naturalne. Ogólnie, jak co roku, nie wliczając prowokacji za rządów PO w latach 2011 – 2014, przez stolicę przelało się morze biało-czerwonych flag, tłumy patriotów, dzieci, młodzież, starsi, wszyscy ze śpiewem na ustach i w narodowych barwach przeszli od Ronda Dmowskiego do Stadionu Narodowego. I nie było to zasługą prezydenta Dudy, ani PiS-u, tylko głównie organizatorów Marszu Niepodległości, którzy co roku potrafią skutecznie zarządzać tłumem i bezpiecznie przeprowadzić tysiące ludzi po wyznaczonej trasie. Było pięknie i podniośle, ale prawdziwą, dumną i wolną atmosferę czuło się wśród, jak to mówią, narodowców. Przedstawiciele partii rządzącej opowiadają w mediach jak ogromne wrażenie wywarło na nich to wydarzenie. Szkoda, że nie chcieli przyłączyć się w latach poprzednich, wiedzieliby wówczas czym dla Polaków jest Marsz Niepodległości. Wydaje się, że w przyszłości to właśnie organizacje narodowe powinny zajmować się przygotowaniem tego pięknego wydarzenia, bo to, że od lat wszystko się odbywa jest właśnie ich zasługą i dumą.
br
Marsz Niepodległości 2017
Do Warszawy przyjechałem z Krakowa ekspresem „Krakus” trochę tańszym od Pendolino, oczywiście jeśli chodzi o cenę biletu, bo jeśli idzie o cenę wagonów i lokomotywy, to chyba dużo tańszym i trochę wolniejszym od Pendolino, może o 15 minut. „Krakus” jedzie dwie godziny i 40 min.
Tak się złożyło, że na Marsz Niepodległości szedłem z Powiśla. Gdy dotarłem na rondo Dmowskiego, trwały przemowy zaproszonych gości. Tych samych co zwykle; atmosfera taka sama, jak zwykle dużo pięknej polskiej młodzieży, zwykłe twarze inteligentnych ludzi, trochę środowisk kibicowskich, trochę obrońców życia, generalnie rzecz biorąc, wszyscy ci na co dzień mało eksponowani w mediach głównego nurtu. Pogoda była mało sprzyjająca. Wiał silny wiatr, co przy temperaturze około 5 stopni nie było zbyt przyjemne.
Marsz Niepodległości AD 2015
http://www.goniec24.com/wiadomosci-kanadyjskie-mobile/itemlist/tag/marsz%20niepodleg%c5%82o%c5%9bci#sigProId35505c0ace
Marsz Niepodległości z bliska: W huku i gazie odradza się Polska
Po raz kolejny Marsz Niepodległości przeszedł ulicami Warszawy i po raz kolejny doszło do próby rozbicia tego zgromadzenia. Dlaczego tak się dzieje?
W tym roku moim marszowym cicerone był Grzegorz Braun i to dzięki jego zachętom do wspólnego szybkiego biegania byliśmy niedaleko wszystkich ważnych wydarzeń. Stąd mój lepszy "ogląd"...
Dlaczego się tak dzieje? Na ulicach stały pułki kilkudziesięciu tysięcy policjantów oddziałów prewencji.
No właśnie PREWENCJI. Marsz zaatakowała grupa może stu "kiboli". Atakowała nie tylko policję, i ale i straż marszu.
Zamaskowani młodzi ludzie, którzy wykorzystują okazję, by sobie podpompować adrenalinę.
Dlaczego tak łatwo im to przychodzi?
Dlaczego w porę nie są "spacyfikowani", skoro pochodzą z jednego z najbardziej rozpoznanych policyjnie środowisk, w których służby mają setki informatorów?
Dlaczego policja blokuje, kontrolując po kilka razy, jadące do Warszawy autobusy ze Strażą Marszu i te ze "zwykłymi" ludźmi, a widoczne gołym okiem "oddziały kiboli" mimo policyjnych szpalerów nie są – znów użyję tego słowa – "prewencyjnie" zatrzymywane pod byle pretekstem?
Odpowiedź jest banalna. Jeden policyjny informator, jedna wtyka, odpowiednio legendowana w kibicowym środowisku, wystarczy do przeprowadzenia "kombinacji operacyjnej" wśród kilkunastu chłopaków, z dziesięcioma takimi wtykami na usługach można już zaatakować całe wielotysięczne zgromadzenie. To są podręcznikowe zagrania.
Dlaczego policja łatwo i skutecznie może penetrować środowiska kibolskie? Bo młodym kibicom przy różnych okazjach zdarza się wchodzić w konflikt z prawem i wtedy jest do nich "dostęp"; można za puszczenie w niepamięć czy jakieś miłe "ułatwienia" namówić do "drobnych przysług", o których "nikt nie musi wiedzieć". Są to zabiegi należące do podstawowego arsenału pracy policyjnej.
Odpowiadając zaś na podstawowe pytanie, cui bono? Jest oczywiste, że burdy nie leżą w interesie środowisk niepodległościowych, związanych z ideą i organizatorami Marszu.
Tyle "w temacie", dlaczego musieliśmy się nawąchać duszącego gazu i głuchnąć od petard rzucanych pod nogi. (Grzegorzowi Braunowi umyślnie.) Bo to pozwala później wszystkim polskojęzycznym notablom tłumaczyć, że ten "faszystowski" marsz oraz środowisko politycznie z nim związane muszą zostać zakazane. Prosty ogląd sytuacji pokazuje, że faszyzm jako nurt, w którym państwu wszystko wolno – owszem jest, ale z drugiej strony; w kraju coraz bardziej ograniczającym wolność pod hasłami demokracji, liberalizmu, ochrony mniejszości czy walki z antysemityzmem etc.
A Marsz… Cóż, Marsz jest piękny i idzie w podniosłej atmosferze; poczynając od Mszy za Ojczyznę w kościele św. Barbary, a na występach tożsamościowych zespołów kończąc. W tym roku był dla mnie szczególnie podniosły, bo miałem zaszczyt przemówić do 100 tysięcy jego uczestników, zapewniając, że emigrujący Polacy najczęściej zabierają kawał Polski w sercach; pozostają Polakami i że razem jest nas 60 milionów, co stanowi wciąż nieodkorkowany potencjał.
Nad tym, by go uruchomić, pracuje organizacja młodych Polaków w Wielkiej Brytanii Patriae Fidelis, starająca się między innymi o to, by rodzące się tam masowo polskie dzieci nie wynaradawiały się.
Mogliśmy o tym porozmawiać w warszawskim pubie PiwPaw, gdzie przed Marszem spotkali się "emigranci", ludzie ze Szwecji, Danii, Wielkiej Brytanii.
Był tam m.in. Włodek Kuliński z Wirtualnej Polonii w Szwecji, który akurat obchodzi urodziny wraz z Polską, był też Stanisław Tymiński, który do Polski przyjechał, by wręczyć Order Patrioty.
Z Polską jest bowiem tak, że z jednej strony, jest bardzo źle, a jednocześnie bardzo dobrze – o wiele lepiej niż w wielu krajach dogorywającej Europy.
W Polsce proces umierania cywilizacji nie jest jeszcze tak bardzo zaawansowany, co podkreślali obecni na Marszu Niepodległości mówcy z zagranicy.
W Polsce świadomość jeszcze nie wygasła i na Marszu Niepodległości to widać. Widać tysiące normalnych Polaków, którzy wyrwali się z matriksu oficjalnej propagandy sukcesu i chcą mieć dla siebie normalny kraj.
Gdy biegniemy z Grzegorzem przez kolumnę marszową, co krok ludzie chwytają go za rękaw, gratulują, pytają, jak sobie radzi, dziękują za filmy, robione bez albo wbrew zabiegom państwa polskiego.
Natykamy się na Ewę Stankiewicz.
– Witam ponownie w wolnej Polsce – mówię.
– Ale Polska nie jest wolna – sprzeciwia się pani Ewa.
– Tu teraz jest – pokazuję na asfalt nawierzchni mostu Poniatowskiego, pod nogami...
Podniosła, wspaniała atmosfera. Dziesiątki tysięcy polskich patriotów. Ich "sukces" na razie polega na tym, że prowokacja nie do końca się udała, nie zakończyła rozbiciem imprezy. Ci patrioci, idąc we własnym państwie z hasłami jego siły i odbudowy; z hasłami wielkiej Polski, są atakowani przez władzę i jej instytucje – i spotykają się na zewnątrz pustego Stadionu "Narodowego".
Kiedyś Jarosław Kaczyński użył określenia "to tam stało ZOMO". Dzisiaj przy okazji Marszu Niepodległości wyraźnie widać, gdzie kto stoi. Ale też Marsz budzi nadzieję, że ci, którzy teraz musieli stać w gazach przy akompaniamencie rozrywanych granatów hukowych na progu "narodowego" stadionu; których dzisiaj nie wpuszcza się na pokoje instytucji państwa, wkrótce te instytucje odwojują, a te stadiony oddadzą ludziom.
Chwała Wielkiej Polsce!
Andrzej Kumor
http://www.goniec24.com/wiadomosci-kanadyjskie-mobile/itemlist/tag/marsz%20niepodleg%c5%82o%c5%9bci#sigProId7d4d5fd565
Nasze struktury struktury są we wszystkich województwach - Goniec rozmawia z Marianem Kowalskim
Goniec: Zacznę od pytania podstawowego, jak oceniasz tegoroczny Marsz Niepodległości? Jedni mówią, że było spokojniej niż w poprzednich latach, z drugiej strony, incydenty okołomarszowe zostały wykorzystane ponownie do wykreowania skrajnego wizerunku Marszu – "skrajnej prawicy". Czy zawiodło wewnątrzmarszowe "bezpieczeństwo"? Mnie idącemu pod koniec kolumny wydawało się, że w pewnym momencie Straż nie panowała nad przebiegiem, a wokół biegać zaczęli jacyś ludzie w kominiarkach.
Marian Kowalski: Marsz zgromadził więcej uczestników niż poprzedni i pod tym względem pobiliśmy kolejny rekord. Zastanawiam się jednak nad zmianą formuły, tak by mieć całkowitą kontrolę nad przebiegiem, a nieliczne incydenty nie przyćmiły rangi wydarzenia. Stutysięczne zgromadzenie na otwartym terenie składające się z najrozmaitszych ludzi nie jest do upilnowania w 100 procentach, dlatego jestem zwolennikiem skrócenia trasy Marszu z finałem na obiekcie zamkniętym, np. stadionie, i częścią artystyczną, która będzie atrakcyjna dla wszystkich. Teren zamknięty zapobiegnie akcjom osób z zewnątrz i umożliwi spacyfikowanie osób niezdyscyplinowanych.
My ją odbudujemy... Relacja z Marszu Niepodległości
O jedenastej wchodzę do piwiarni "Warka" przy Wilczej w środek młodych ludzi, członków i działaczy organizacji młodzieżowej Patriae Fidelis z Wielkiej Brytanii. Wielu na Marszu – podobnie jak ja – jest pierwszy raz. I od razu jest ta wspaniała atmosfera polskiej jedności – porozumienia ludzi, którzy w sprawach polskich rozumieją się bez słów, atmosfera, która będzie nam potem towarzyszyć przez cały dzień. Jesteśmy u siebie wśród swoich.
Na ścianie przeciwległego budynku ktoś wywiesił brudną już szmatę transparentu "Faszyzm nie przejdzie". Jesteśmy w pobliżu osławionego squatu... Transparent szpeci elewację, więc wkrótce ląduje w koszu.
Kuśtykając, nadchodzi wydawca i redaktor Wirtualnej Polonii Włodek Kuliński – idzie na marsz z nogą w łupkach – "ścięgno Achillesa". Jest jubilatem – 11 listopada to również jego prywatne święto – urodziny.